Żeby zrozumieć ideę amero, należy cofnąć się w czasie do roku 1994, kiedy Meksyk przeżywał tzw. kryzys tequila. Kraj ten, chcąc utrzymać niską inflację i ściągnąć do siebie inwestorów, sztucznie utrzymywał kurs peso. To odbiło się jednak na eksporcie, ilości rezerwy walutowej i deficycie handlowym, doprowadzając do kryzysu. Przy odbudowywaniu sytuacji gospodarczej niemałą rolę odegrały wówczas Stany Zjednoczone, wykupując obligacje. Kryzys udało się zażegnać, a jednocześnie zrodził się pomysł przyjęcia przez Meksyk dolara. Jednak na początku XXI wieku prezydent George Bush stwierdził publicznie, że Ameryka Północna, wzorem Europy, powinna utworzyć jedną, wspólną walutę.
Kiedy w następnych latach coraz częściej wracano do tej idei, pojawiło się kilka ważnych kwestii, które z jednej strony odsunęły w czasie jej realizację, z drugiej jednak umocniły establishment w tym, że jest to pomysł słuszny. Po pierwsze w wyniku wojen na Bliskim Wschodzie wzrosła niechęć do USA, a co za tym idzie również do dolara. Po drugie Chiny rozpoczęły swój gospodarczy marsz, stając się prawdziwą potęgą. Po trzecie w 2008 r. nastąpił kryzys gospodarczy, który z USA rozlał się niemal na cały świat, dotykając w mniejszym lub w większym stopniu niemal wszystkie rozwinięte kraje. Reformy trzeba było odłożyć, ale ekonomiści jeszcze bardziej zaczęli zastanawiać się nad rewolucją walutową. Zwłaszcza, że dolar nie jest już tak silny jak dawniej.
Czy i kiedy uda się przyjąć amero? Przede wszystkim należy najpierw okiełznać kryzys, który wciąż daje się we znaki Amerykanom. Kanada i rosnący ostatnio w siłę Meksyk i tak są entuzjastycznie nastawieni do nowego rozwiązania, ale najwięcej będzie zależało od nowej sytuacji na świecie. Jeśli Chińczycy znowu przyśpieszą w rozwoju i dalej będą skupować olbrzymie ilości dolarów, USA na gwałt będą musiały szukać nowego rozwiązania, by zachować lub odzyskać pozycję gospodarczego hegemona. Problemem, sporo większym niż w Europie, może być jednak przywiązanie samych Amerykanów do własnego pieniądza. Na całym świecie ten kraj kojarzy się z Coca-Colą, McDonaldsem i właśnie dolarem, a w Stanach doskonale o tym wiedzą. Waluta jest dla nich równie ważna co flaga.
Wydaje się więc, że na amero przyjdzie nam poczekać co najmniej kilkanaście lat, jednak biorąc pod uwagę sytuację w gospodarce międzynarodowej w ostatnich kilku latach nie można wykluczyć, że już wkrótce Stany będą w naprawdę dramatycznym położeniu i stwierdzą, ze muszą chwytać się brzytwy. Mając za przykład eksperyment w euro i całą rzeszę noblistów z ekonomii z pewnością przyjmowanie wspólnej waluty poszłoby tam dużo szybciej i sprawniej niż w Europie, gdzie trzeba było zgody i współpracy znacznie większej ilości państw.