Pod koniec minionego weekendu w Zambii zamknięto kluby, bary i inne lokale rozrywkowe. Wszystko to w wyniku tragicznej sytuacji gospodarczej w kraju. Prezydent zaapelował o masową modlitwę obywateli, co miało doprowadzić do uzdrowienia waluty. Niestety, efektywność odbytych modlitw nie wydaje się być skuteczna – kwacha wciąż pikuje, ustanawiając najgorsze wyniki wśród wszystkich walut monitorowanych przez Bloomberga.
Przez tamtejszych specjalistów obecna sytuacja określana jest jako „koniec świata” dla finansów Zambii. Największe spadki notowań rozpoczęły się już w zeszłym roku, kiedy obniżono ceny miedzi. Zambia jest drugim, największym producentem tego surowca na kontynencie, a miedź stanowi 70% przychodów eksportowych w kraju. Ponadto, od 2015 roku państwo boryka się z nowym problemem - niedoborem wody. Odbija się on wyraźnie nie tylko na życiu przeciętnych ludzi, ale również całym segmencie energetycznym. Zambia walczy zatem z przerwami w dostawie energii, co finalnie może doprowadzić do zamrożenia sfery finansowej kraju. W samej stolicy na brak prądu mieszkańcy cierpią nawet po 14 godzin dziennie, a susza ogarniająca państwo doprowadziła do spadku produkcji kukurydzy o ponad 20%.
Wszystkie te czynniki spowodowały ogólny kryzys, a zambijscy politycy nie potrafią wyciągnąć kraju z dramatycznej sytuacji. Już teraz szacuje się, że wzrost gospodarczy w Zambii spadnie w tym roku o 3,4%. Dewaluacja kwacha doprowadziła do nagłej podwyżki cen produktów, a nadchodzący wzrost cen paliwa jeszcze bardziej podsyci takie tendencje.
Głównym problemem Zambii jest bezsilność tamtejszych polityków. Nie zdecydowali się na żadne posunięcia względem dramatycznej sytuacji gospodarczej. Proszenie obywateli o modlitwę w związku ze spadkiem wartości zambijskiego kwacha świadczy nie o pobożności prezydenta, a o braku u niego odpowiednich kompetencji, niezbędnych do zajmowania najbardziej odpowiedzialnych stanowisk w kraju.