Przypomnijmy, że helwecka gospodarka opiera się głównie na eksporcie, jednak dalsze bronienie CHF/EUR na poziomie 1,20 miało okazać się zbyt kosztowne w przyszłości, więc w styczniu bieżącego roku szwajcarski rząd podjął decyzję o zaprzestaniu procederu ochrony waluty i dodruku franka. Frankowicze pamiętają ten dzień jako „czarny czwartek” – wartość waluty na początku wystrzeliła do 5 zł za franka, a później osłabła, osiągając dziś poziom 1,081 za euro. Dla kredytobiorców oznacza to coraz mniejszą ratę kredytu i mniejsze ryzyko, że wartość zabezpieczenia kredytu okaże się niższe niż jego kwota. Sprawa dotyczy nie małej ilości obywateli, gdyż kredyty frankowe stanowią obecnie 37 proc. wartości wszystkich kredytów mieszkaniowych.
Osłabiający się frank to też zasługa samych szwajcarów – jak zapowiadali, od momentu uwolnienia kursu starali się utrzymywać docelową stopę trzymiesięczną LIBOR na poziomie od 1,25 do -0,25 proc. Pobierano też opłaty za utrzymywanie depozytów w banku centralnym przez banki i inne instytucje finansowe. Szef Szwajcarskiego Banku Narodowego zapowiedział, że działania mające na celu osłabić walutę nie zostaną zaprzestane, co więcej narodowy bank nadal będzie bardzo aktywny w tej kwestii. Warto dodać, że opłaty są pobierane nie tylko od instytucji zagranicznych, ale również od krajowych funduszy emerytalnych, których stopy zwrotu przez to ucierpiały, co spotkało się z głębokim sprzeciwem rodaków Jordana. Stwierdzono jednak, że wybiórcze stosowanie opłat mogłoby źle wpłynąć na ogólne warunki makroekonomiczne i kłoci się z ideą wolnego handlu.